czwartek, 31 maja 2012

Cześć mam na imię Marta. Jestem 27 letnią żoną najcudowniejszego faceta pod słońcem oraz matką najsłodszego na ziemi 4 letniego chłopca. Mieszkamy od 6 lat w Irlandii a dokładniej w Castleconnell  koło Limericku. Mieszkamy w pięknym domu z ogrodem gdzie w tym roku wyrosły wszystkie posadzone przeze mnie roślinki. Okolica jest cudowna i spokojna. Dom obok nas mieszka moja szwagierka z mężem i dwójką dzieciaczków. Ja nie pracuje bo po 5 latach wykorzystywania i dobijania fizycznego i psychicznego powiedziałam DOŚĆ. Mariusz - mój mąż ma stałą pracę. Czego chcieć więcej od życia ? Mogło by się wydawać, że wszystko jest takie piękne... o tak, mogło by być... ale nie jest... Jakiś czas temu zdiagnozowano u mnie białaczkę. Nie mogłam sobie z tym poradzić, wciąż jeszcze tkwi we mnie ten strach. Pewnie zastanawiacie się jakie były objawy. Zaczęło się bardzo niewinnie. Dlatego też później wszyscy byli w ciężkim szoku. Ale o tym jak to straszne choróbsko rozwinęło się opowiem następnym razem, bo właśnie mam gości. Rodzice i mąż. Rodzice już jutro wracają do Polski. To jest najgorsze, że jestem tak daleko od rodzinnego domu. Ale ponoć klinika w której jestem w Dublinie jest czwartą najlepszą kliniką na świecie. Co znaczy, że jestem w dobrych rękach... Zaczęło się od tego, że miałam bóle w prawej łopatce, później prawa pierś, prawe żebro. Jednym słowem wszystko rozgrywało się po prawej stronie. Ból pod pachą się nasilał i cała ręka w nocy drętwiała, nie mogłam spać bo nie mogłam sobie znaleźć pozycji żeby mnie nie bolało. Trzy razy byłam u lekarza rodzinnego, który stwierdził bóle mięśni a gdy prosiłam o prześwietlenie, mówił, że tak owego mi nie potrzeba. Powiedziałam, że babcia miała raka piersi ale on nie widział nic niepokojącego. Wszystko było super. Z tym, że tabletki przez niego przepisane DIFENE - które jeszcze tylko wspomnę niszczą żołądek- w ogóle ani przez chwilę nie ukoiły mojego bólu. Trzeciego dnia u rodzinnego poiłam o badania w szpitalu na co on mi odpowiedział, że będzie miało to miejsce za mniej więcej 3 miesiące. Wybuchłam śmiechem - myślałam, że żartuje ale on nie żartował. Zdenerwowałam się bo nie mogłam w ogóle spać przez ten okres 2 miesięcy a ból był na prawdę nie do zniesienia, już nie miałam siły wykonywać czynności domowych. Pojechaliśmy z mężem na izbę przyjęć. Tam przyjęła nas Polska lekarka z obietnicą, że zrobi badanie krwi i prześwietlenie klatki piersiowej. Za 5 min przyszedł lekarz Irlandzki z jakąś kartka a mianowicie ze skierowaniem na fizjoterapię bo to są mięśnie i ani prześwietlenie ani badanie krwi nie doszło do skutku. Za dwa dni był dzień bierzmowania Weroniki, ciocia Marta czyli ja miałam być świadkiem jednak nie mogłam się już ruszyć z łóżka. Byłam cała spuchnięta, nie mogłam oddychać, kaszel był tragiczny ( zapomniałam dodać wcześniej, że miałam przy tym bólu kaszel. Co przecież dla lekarza nie powinno być żadnym sygnałem by zrobić dokładniejsze badania bo przecież kaszel przy bólu mięśni to normalna sprawa nie ?) Gdy zgłosiliśmy się do szpitala i zobaczyli w jakim jestem stanie od razu prześwietlenie - lepiej później niż wcale ale co gdyby było za późno ?... Nie zapomnę faceta który robił prześwietlenie, zrobił zdjęcie wyszedł jednymi drzwiami i dosłownie po sekundzie wbiegł drugimi pytając mnie czy wszystko w porządku. Przestraszyłam się i zapytałam czy coś miało by nie być w porządku a on JEDNO PŁUCO PANI NIE PRACUJE. Doznałam szoku, zaczęłam się martwić. To coś poważniejszego niż ból mięśni. Wydrenowali mi z płuca prawego (stąd ten ból) 1,5 litra płynu i to nie było wszystko. To jakaś paranoja, przecież było wszystko ok no oprócz tego bólu a tu nagle jakiś płyn w płucach. Położyli mnie na oddział. Płucny... Nockę jakoś przetrwałam bo jak już mówiłam wcześniej nie mogłam znaleźć pozycji do spania. Następnego ranka przyszedł do mnie profesor doktor i oznajmił, że podejrzewa 3 choroby rak- chłoniak, gruźlica, ziarnica. Nie wiedzieliśmy nic na temat żadnej z nich. Internet poszedł w ruch. Najbardziej zaniepokoił mnie rak. Ale uspokoiłam się gdy usłyszałam, że jest do wyleczenia. Ten sam profesor przeniósł mnie na oddział hematologii i tam zostałam poddana różnym badaniom. Robili biopsję węzłów chłonnych przy czym pobierali wycinek z szyi, biopsja szpiku kostnego, punkcja lędźwiowa, różne prześwietlenia, rezonans i tego typu skany. Badania krwi oczywiście codziennie. Przy tym miałam jeszcze innych objawy, potliwości, duszności, krwotoki z nosa i co raz to większą opuchliznę. Był akurat  weekend i przez 2 dni pozwolili iść do domu na dzień i wracać wieczorem. Ucieszyłam się. Pomyślałam sobie, że w takim układzie to nie musi być wcale takie poważne jak to naświetlają bo nie puścili by mnie do domu. To ciśnienie jakoś opadło, te emocje. Szłam do domu zobaczyć synusia można zapomnieć o wszystkim innym i cieszyć się jego buziunią. Weekend musiał się w końcu skończyć na nieszczęście dla nas wszystkich. Kiedy nas zawołali do prywatnego pokoju, mnie, mamę, tatę i męża wiedziałam, że nie będzie dobrych wiadomości. Bałam się. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Usiedliśmy. Obserwowałam twarze lekarzy jakby miały mi zdradzić co się dzieję. Byłam przerażona. Diagnoza BIAŁACZKA Jutro zostaniesz przewieziona ambulansem do kliniki w Dublinie. Na każde nasze pytanie odpowiedzią było NIE WIEM powiedzieli, że w Dublinie dobrze się mną zajmą. Zapytali czy mam jeszcze jakieś życzenie. Miałam. Chciałam zobaczyć syna. Choć nie można było to pozwolili. Mama zaczęła płakać, ja też... Baliśmy się... zaczęła się dla nas niespodziewana i bardzo ciężka droga. Mąż mnie przytulił. Powiedział NIE MARTW SIĘ SKARBIE PRZEJDZIESZ TO, DASZ RADĘ ale czułam jak jego ciało trzęsie się z nerwów... Zobaczyłam Nikunia, teścia i szwagierkę jeszcze. Później pojechali a ja sie wykąpałam, przyszedł jeszcze ksiądz i poprosiłam go by rano przed wyjazdem dał mi jeszcze komunię. Wyjeżdżaliśmy o 7 rano. Kolejna nieprzespana noc. Do ambulansu odprowadzili nas moi rodzice i Asia - szwagierka. Płakaliśmy... WALCZ - mówili MUSZĘ - odpowiedziałam. Wsiedliśmy do karetki. Na początku siedziałam, później leżałam. Około 2 godzin i byliśmy na miejscu. Mój mąż jechał z nami. Otworzyły się drzwi. Byliśmy w Dublinie St. James hospital. Wywieźli mnie na łóżku...